Czy biznes może żyć w zgodzie ze środowiskiem?
Pytanie nie jest wcale banalne. Oczywiście, na poziomie deklaratywnym trudno byłoby znaleźć dziś wielką firmę, która nie twierdzi że to nie tylko możliwe – ale że ma to dla niej wręcz fundamentalne znaczenie. W rzeczywistości sprawy są bardziej skomplikowane, bo w końcu firmy odpowiadają przed swoimi akcjonariuszami, którym zależy na zyskach. I nie ma co udawać, że tak nie jest.
Przez tysiącleci człowiek przyzwyczaił się, że zwiększa produkcję kosztem zużycia zasobów Ziemi. Od czasu kiedy homo sapiens zaczął używać prymitywnych narzędzi do polowania na zwierzynę, zbierać chrust na ognisko i wypalać lasy na pola uprawne, aż po czasy kiedy zmienia oblicze planety, wytwarza gigantyczne ilości energii wywiera wpływ na środowisko naturalne w stopniu, który każe nazwać obecną epoką antropocenem – działalność gospodarcza człowieka odbywała się kosztem zużycia zasobów.
Skoro działo się tak od zawsze, skąd taka panika? Wiele osób mówi, że nie ma w tym nic niezwykłego, skoro człowiek zawsze prowadził działalność gospodarczą kosztem zasobów planety. Owszem, jest. Problem leży w tym, że od czasów rewolucji przemysłowych aktywność produkcyjna gwałtownie wzrosła. W roku 2021 wytwarzana na całym świecie produkcja wynosi 144 biliony dolarów. Jest to tyle, ile człowiek wytworzył łącznie w ciągu 500 lat średniowiecza. Niewiarygodne przyspieszenie wzrostu produkcji nastąpiło w ciągu ostatnich dwóch wieków, od czasu wybuchu kolejnych rewolucji przemysłowych: wytwarzana dziś roczna produkcja jest stukrotnie większa, niż była w roku 1820. W ślad za tym wzrosło zużycie zasobów: zużycie energii wzrosło z 6 tys. TWh w roku 1820 (głównie ze spalania drewna) do 180 tys. TWh obecnie (w 80% pochodzących ze spalania węgla, gazu i ropy). Od dwóch wieków rozwój gospodarczy i zużycie zasobów mają charakter wykładniczy. A wiadomo, że w naturze nic nie może rozwijać się w nieskończoność sposób wykładniczy. Każdy wzrost wykładniczy musi kiedyś wyhamować. A wyhamowanie rozwoju świata, na przykład w wyniku stopniowego wyczerpywania się części nieodtwarzalnych zasobów, to nic innego jak katastrofa, która może zakończyć rozwój ludzkiej cywilizacji.
Mówiąc innymi słowy: taki wzrost jak dziś, nie może trwać w nieskończoność. A to oznacza, że trzeba szukać nowych ścieżek rozwoju, radykalnie zmniejszających wpływ człowieka na środowisko. Dla biznesu to oczywiście przede wszystkim perspektywa rosnących kosztów wytwarzania, bo nie ma co się oszukiwać – najtaniej jest wytwarzać zużywając to, co nam dostarcza Ziemia. Masowe bankructwa firm? Niekoniecznie. Po prostu konsumenci muszą zaakceptować fakt, że produkty wytwarzane ze szkodą dla środowiska staną się znacznie droższe. Spadek poziomu życia? Też niekoniecznie. Raczej zmiana modelu konsumpcji, zwiększenie zużycia tych towarów i usług, które da się wytwarzać w sposób neutralny środowiskowo, zwłaszcza że służyć temu może dalszy rozwój technologii.\
Nie mówimy więc o końcu gospodarki, ale o konieczności fundamentalnej zmiany modelu konsumpcji i modelu gospodarowania.
Biznes potrzebuje wsparcia w tych działaniach. Wsparcia specyficznego, bardziej o charakterze regulacyjnym, niż finansowym. Bo nie ma co się oszukiwać: gdyby ktoś zaczął dziś płynąć pod prąd i masowo oferować droższe produkty, za to nieszkodliwe dla środowiska, a konkurenci nadal działaliby według dotychczasowych zasad, jego zyski gwałtownie by spadły. Jedynym rozwiązaniem jest wprowadzenie takich regulacji, które zmuszą do powszechnego stosowania zasad produkcji zgodnych z potrzebami ekologicznymi. Robi się to już dziś, choć wywołuje to wiele protestów. Ale innego wyjścia nie ma, jeśli nie ma dojść do katastrofy.